sobota, 21 sierpnia 2010

DARK SUN - Rozdział 4

Zgodnie z życzeniem autora oświadczam, że to tłumaczenie jest nieoficjalne i niezatwierdzone przez autora i polskiego wydawcę.
4. KARA

Tor przeszkód w kampusie, to była dwukilometrowa trasa najeżona błotnistymi tunelami, rojącymi się od szczurów, linami, za pomocą których przeskakiwało się przez mułowate bajorka, ścianami wspinaczkowymi, ostrymi skałkami i wartkim strumieniem. Normalnemu dwunastolatkowi pokonanie całego toru zajęło by co najmniej godzinę, choć szansa na to, że da radę go pokonać, była raczej niewielka.

Dużo większa szansa była na to, że delikwent polegnie na jakiejś przeszkodzie czy to z powodu lęku wysokości, niewystarczającej siły aby przejść na rękach pod wiszącymi szczebelkami, lub braku równowagi niezbędnej do pokonania wąskich kładek.
Ale ośmioro dzieci, wysłanych za karę przez Zarę Asker, pokonywało ten tor przeszkód setki razy podczas szkolenia podstawowego. Andy Lagan i Laura Adams, oboje, mieli swoje najlepsze czasy pokonania toru, poniżej dwudziestu minut. Oczywiście dla nich ten tor nadal był trudny, ale do pokonania, co dla instruktorki Speaks nie było wystarczającą karą.
Panna Speaks była takim typem kobiety, jakiego nikt nie chciał by mieć za wroga. Jej barki były ogromne, jej głos grzmiał, jakby połknęła megafon i była bardzo dumna ze swych masywnych ramion, które pozwalały jej pokonywać, w siłowaniu na rękę, wszystkich w kampusie – wliczając w to instruktorów mężczyzn. Żeby uczynić tor trudniejszym, Speaks dała ośmiorgu dzieciom plecaki wypełnione ołowianymi sztabkami. W zależności od wieku i wzrostu dzieci w plecakach było od dziesięciu do piętnastu kilogramów. Pomiędzy przeszkodami, zaznaczyła miejsca ćwiczeń, gdzie agenci mieli wykonywać przysiady, pady, pajacyki, itp. Jakby tego było mało, tor przeszkód, usłany był pułapkami, które czyniły go jeszcze trudniejszym do pokonania, gdy ktoś je obsługiwał.
Tor zaczynał się od pięćdziesięciometrowego podbiegu. Miejscami był on tak stromy, że trzeba było używać skałek do zaczepienia stóp, a rękami podciągać się na linach z zawiązanymi supłami. Jeżeli komuś powinęła się tu noga, to jeżeli miał szczęście, turlał się na sam dół lub kończył z rozłupaną głową o skałę, jeżeli takowego akurat mu zabrakło.
Szczyt wzniesienia, to było najwyżej położone miejsce na torze, z którego instruktor mógł mieć oko na cały teren ćwiczeń. Po krótkiej, płaskiej prostej, wbiegało się na trzy długie kładki oddalone od siebie o dwa metry każda. Kładki miały dziesięć centymetrów szerokości i pokonanie ich nie wiązało się z jakąś specjalną umiejętnością utrzymania równowagi, ale trzeba było zachować zimną krew, gdyż po pierwszych krokach, grunt opadał gwałtownie i biegło się wysoko nad sadzawką otoczoną rzędami parzących pokrzyw.
Niektórzy, starsi agenci w kampusie, pracowali czasami jako asystenci instruktorów. Piętnastoletni James Adams wykorzystał szansę urwania się z podwójnej lekcji historii,żeby pomóc pannie Speaks, szczególnie że poprzedni wieczór przesiedział z PlayStation, zamiast pisać esej o Napoleonie.
James siedział na drewnianej platformie, zawieszonej między dwoma dębami, rosnącymi nad wąskimi kładkami. Jego przyjaciel Bruce Norris przykucnął kilka metrów od niego. Między nimi wisiały dwa czerwone worki treningowe zawieszone na grubej gałęzi ponad kładkami.
Do Jamesa i Bruce'a docierały stękania dzieciaków, wdrapujących się na szczyt wzniesienia. Panna Speaks wychyliła się ponad krawędź zbocza i szydziła z trenujących.
– Ruszać się, smarkacze! - Krzyczała, kopiąc grudy ziemi w dół zbocza na głowy dzieciaków. - Łap tę linę i podciągaj się... To nazywasz podciąganiem? Lepiej włóż w to trochę serca, bo jak nie, to zapiszę wasze tyłki na dwumiesięczny, popołudniowy kurs kondycyjny.
James uśmiechnął się pod nosem,widząc Laurę pojawiającą się na szczycie wzniesienia. Tor przeszkód był łatwiejszy do pokonania, gdy pracowało się razem z partnerem, a Andy był właśnie kilka kroków za Laurą. Para cherubów właśnie zaczynała swoje trzecie, przedostatnie okrążenie i upał wycisnął już na nich swoje piętno.
Twarz Laury była jaskrawo czerwona, a pot spływał jej po związanych z tyłu włosach. Szara koszulka Andy'ego miała ciemne plamy potu pod pachami, a spodnie i nagie przedramiona upaćkane były w błocie, po czołganiu się przez tunele i przedzieraniu się przez bagnistą nieckę strumyka.
– Pompki! - Wrzasnęła Speaks. - Dwadzieścia pięć. Nie guzdrać się, jakbyście byli niedorozwojami. Ruszać się, ruszać!
James patrzył, jak jego siostra i Andy padają na ziemię. Laura była mocno zbudowana i z łatwością wykonała dwadzieścia pięć pompek, pomimo dwunastu i pół kilograma ołowiu na plecach. Chude ramiona Andy'ego były nie tylko słabsze niż Laury, ale też dużo dłuższe, przez co miały do pokonania dużo większą drogę podczas każdej pompki. Po piętnastej pompce, ramiona Andy'ego dały za wygraną.
– Co to, do cholery, jest? - Krzyczała Speaks – I ty siebie nazywasz mężczyzną? Twoja dziewczyna jest silniejsza od ciebie.
Andy spróbował zrobić szesnastą – był w dobrej kondycji i mógł zrobić nawet czterdzieści, gdyby nie to, że właśnie skończył drugie okrążenie toru przeszkód podczas najgorętszego dnia w roku – ale barki miał obolałe, a ramiona mu drżały. Zwalił się z powrotem na gorącą ziemię.
– Jesteś taki słaby. - Krzyczała Speaks, stawiając swojego glana numer jedenaście, na głowie Andy'ego – Jesteś małą, śmierdzącą glizdą. Czym jesteś?
Andy miał niejakie kłopoty z mówieniem, gdyż jego usta były wciśnięte w piasek i kurz.
– Myyłom ssierdzzomcom izdom – wydyszał.
– Więc wij się jak glizda – krzyknęła panna Speaks. Upokorzony, Andy zaczął wić się, poruszając biodrami i wzbijając kurz rękami. Laura wbiła wściekły wzrok w instruktorkę.
– Co się tak gapisz, siostrzyczko – krzyknęła Speaks – dlaczego go nie zostawisz. Jaki pożytek masz z tej małej glizdy.
– To mój partner. - powiedziała Laura lojalnie.
– Wiesz co? - powiedziała Speaks, a jej głos zabrzmiał, jakby wpadła na najlepszy pomysł pod słońcem. - Zabrakło mu dziesięciu. Co ty na to, żeby walnąć się na ziemię i dokończyć za niego?
Laurze wcale się to nie podobało, ale chciała, żeby instruktorka zeszła jej z oczu, więc padła na ziemię i zaczęła pompki Andy'ego. Jej plecak, wypakowany ołowiem, ocierał jej skórę na plecach, gotowała się z gorąca, ramiona bolały, a pot ściekał jej po nosie na ziemię.
Twarda dyscyplina, srogie kary i ciężki trening fizyczny to były trzy najgorsze rzeczy w byciu agentem CHERUBA, ale właśnie te rzeczy dawały im przewagę pozwalającą na bezpieczny udział w tajnych operacjach i wykonywanie zadań, będących poza zasięgiem zwykłych dzieci.
Nic nie broniło Laurze, ani innym agentom, opuścić kampus i wieść normalne życie w rodzinie zastępczej, ale nawet wówczas, gdy jej płuca płonęły, a nogi miała całe w pęcherzach, nigdy nawet o tym nie pomyślała. Ponieważ, gdy się już umyjesz, opatrzysz rany i spojrzysz w lustro, zobaczysz tam całkiem niezwykłą osobę, patrzącą na ciebie.
Trzy lata wcześniej, Laura przyjechała do kampusu jako inteligentna, ale całkiem zwyczajna dziewięciolatka. Teraz była jedną z najwyższych rangą agentką w kampusie CHERUBA. Mówiła płynnie po hiszpańsku i rosyjsku, mogła biec dziesięć kilometrów bez zadyszki, potrafiła wyprowadzić samochód z poślizgu, załadować i wystrzelić z każdego typu broni ręcznej o jakiej pomyślisz, a nie mając żadnej broni pod ręką, znała co najmniej kilka sposobów na uśmiercenie cię gołymi rękami.
Gdy Laura wyciskała ostatnią, dziesiątą pompkę, olbrzymia ręka panny Speaks przycisnęła ją do ziemi. Im bardziej Laura walczyła, żeby wyprostować ramiona, tym mocniej Speaks naciskała w dół.
– Pyskować gościowi kampusu! - cmoknęła Speaks – żałujecie teraz, wy małe nikczemne włóczęgi.
Laura starała się nie myśleć, że to wszystko wina Jake'a Parkera, zacisnęła zęby i wpatrywała się w ziemię. Pot zalewał jej twarz, a mięśnie brzucha bolały, jakby miały za chwilę eksplodować, ale nie było takiej opcji jak porażka. Panna Speaks zaraz by wymyśliła jakąś inną formę tortury.
Wreszcie Laura już prawie wyprostowała ramiona, jednak Panna Speaks mocno pchnęła ją w dół i Laura nagle poczuła, że tkwi nosem w piasku i kurzu, które oblepiają jej spoconą twarz. Podczas szkolenia podstawowego, cherubi byli uczeni, aby odsuwać od siebie ból i skupiać się na słowach mantry: „To twardy orzech, ale członek CHERUBA jest twardszy”. Laura zamknęła oczy i cicho mruczała do siebie.
Wreszcie, po prawie minucie siłowania, panna Speaks rozluźniła nacisk i Laura wykonała soją ostatnią pompkę.
– Aleś zatwardziała – powiedziała Speaks z uznaniem, gdy Laura wpatrywała się w swoje stopy – masz serce do walki.
Komplementy ze strony instruktorów były tak rzadkie, jak kurczaki wylęgające się z jajek z niespodzianką. Laura niechętnie przyjęła komplement, prostując się do pionu. Gorąco prawie ją zamroczyło, jej oczy biegały w różnych kierunkach, gdy próbowała patrzeć prosto przed siebie.
– Ruszać się! - Wrzasnęła Speaks – Na kładki, szybko, zanim poczujecie moje glany na waszych różowych tyłkach.
– Wszystko w porządku? - Zapytał Andy z poczuciem winy, gdy pędzili w stronę kładek. - Tak mi przykro, jestem taki słaby w pompkach.
Laura wzruszyła ramionami.
– Nie twoja wina, że Pan Bóg dał ci cherlawe ramiona.
James i Bruce patrzyli z platformy, pośród drzew, jak Laura i Andy kierują się, każde w stronę swojej kładki. Gdy tylko Laura weszła na kładkę, Bruce zdjął barierkę przytrzymującą worki treningowe na swoich miejscach. James i Bruce chwycili za skórzane rączki przymocowane od tyłu do worków i pociągnęli je za sobą.
– Biorę Laurę – powiedział James.
Ponieważ Laura zrobiła część jego pompek, Andy czuł się świeższy i ruszał się trochę szybciej. Laura mogła, co prawda, przystanąć dla złapania oddechu i wytarcia piasku z twarzy, ale wiedziała, że panna Speaks urwie jej głowę, jeżeli zobaczy ją choćby trochę rozluźnioną.
Gdy Andy zrobił trzeci krok na kładce, Bruce z całej siły cisnął w niego workiem treningowym. Platforma była ukryta między drzewami i Andy pierwszy raz zorientował się w obecności Jamesa i Bruce gdy usłyszał skrzypnięcie liny i wielki skórzany worek przeleciał centymetry przed jego twarzą.
– Pudło – zaklął Bruce, wychylając się, żeby schwytać powracający worek.
James puścił swój worek. Nie zawsze brał stronę siostry, ale nie miał zamiaru strącać jej w zamulone bajoro, więc specjalnie pchnął worek tak aby minął ją o kilka metrów.
– James Adams! - Panna Speaks wrzasnęła z furią. - Jeśli jeszcze raz zobaczę, że dajesz komuś fory, jutro TY pobiegasz tu sobie ze MNĄ.
Andy powinien już przebrnąć kładkę, ale potrzebował chwilę czasu, żeby dojść do siebie po gwałtownym zatrzymaniu. Drugi rzut Bruce'a poszedł pięknym łukiem. Worek trafił Andy'ego, gdy ten właśnie odzyskał równowagę i zaczął znowu biec.
– Trafiony, zatopiony! - Krzyknął Bruce tryumfalnie.
W czasie gdy Laura oddała trzymetrowy skok na matę u stóp kładki, Andy przeleciał przez zasłonę ze zwieszających się gałęzi i wpadł do sadzawki z wielkim pluskiem. Andy złapał gałąź i próbował się wyciągnąć z brązowej zupy. Ale kiedy podciągnął się, straszliwy ból przeciął mu dolną część klatki piersiowej, Andy zawył z bólu.
Woda miała dwa metry głębokości, a dno było miękko wyściełane, żeby zapobiegać poważniejszym urazom, ale twarz Andy'ego była wykrzywiona z bólu, gdy kierował się ku brzegowi. James i Bruce zeszli z platformy po drabince sznurowej i podnieśli wysoko gołe ramiona, wchodząc między pokrzywy otaczające wodę.
– Czemu tak wyjesz, Lagan? - Spytał James.
– Chyba złamałem żebro – wysapał Andy – to absolutna agonia, cała dolna, prawa strona.
Powyżej, Jake Parker i jego kompan Ewan, wspięli się na zbocze i zaczęli swoje trzecie okrążenie. Nie otrzymali pompek, ponieważ panna Speaks patrzyła w dół na Andy'ego i nie dostali workami, bo James i Bruce holowali Andy'ego przez parzące pokrzywy.
Jake parsknął w stronę Laury, zeskakując z kładki, Ewan dobiegał do końca kładki kilka kroków za nim.
– Zdaje się, że to nasz szczęśliwy dzień – zaszczebiotał Jake, bezczelnie mrugając do Laury – co się stało z twoim chłoptasiem?
Laura miała już dosyć Jake'a i to przebrało miarkę. Upewniła się, że panna Speaks nie patrzy, chwyciła Jake'a za ucho i mocno wykręciła.
– Po pierwsze, to nie jest mój chłopak. - Warknęła – Po drugie, gdybyś się potrafił zachować dziś rano, teraz siedziałabym w miłej, klimatyzowanej sali na plastyce. Więc przestań się śmiać i zacznij biec, bo jestem o włos od dokopania ci do dupy.
– Oho, ale się boję – szydził Jake, ale dopiero gdy Laura go puściła i znalazł się poza jej zasięgiem.
Po drugiej stronie jeziorka panna Speaks patrzyła w dół na trzech chłopców.
– Naprawdę jest ranny? - Zapytała podejrzliwie.
– Na to wygląda – odkrzyknął Bruce.
W tym czasie następna para agentów przebiegła nad nimi, po kładkach.
Panna Speaks potrząsnęła głową i westchnęła dramatycznie.
– W porządku James, zabierz tę glizdę do centrum medycznego, ale miej na niego oko. W każdym razie, sprawdzę u doktora Kesslera, Andy. Jeżeli oszukujesz, wrócisz tu na specjalny trening jeden na jednego, tylko ty i ja. Przy tym, dzisiejszy trening, będzie ci się wydawał herbatką u cioci na imieninach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt

Jeśli czegos nie wiecie, macie jakiś problem, coś was gryzie... napiszcie na pewno wam pomogę:)

Proszę przysyłać także uwagi spróbuję wszystko poprawić:)

Wszelkie newsy o których jeszcze nikt nie wie też możecie przysyłać:)

e-mail: jassaww@gmail.com

Dziękuję!